Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10
|
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17
|
18 |
19
|
20 |
21 |
22 |
23 |
24
|
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
Archiwum listopad 2005
Patrzę w lustro i nie mogę wyjść z podziwu - jak można doprowadzić się do
takiego stanu!! Złowrogie cienie pod oczami, spękane wargi, spracowane ręce,
koszmarne paznokcie, złaknione balsamu i dotyku ciało ... taaa - jestem kobietą!
Jestem kobietą, która wychodząc/wybiegając rankiem do pracy nie zakłada ani grama
make-upu (na tyle jednak przytomną, żeby ubrać się w ukochany zapach;), która od
lat już nie założyła buta na obcasie czy zwiewnej sukienki, której kobieca ANIMA
ustąpiła sporo miejsca męskiemu, ‘abnegackiemu’ ANIMUSOWI, która dosłownie
padaPada z nóg (kiepsko golonych) jak tylko jest ku temu okazja …. Jak inne
kobiety-matki-pracujące TO robią, że wyglądają jak letnie marzenie – korzystają
z dobrodziejstw fast fooda, powierzają dzieci opiece dziadków, są obrzydliwie
bogate i regularnie zachodzą do salonów piękności czy są tak doskonale
zorganizowane, że na wszystko im wystarcza czasu? Miewam czasami swoje napady
‘zazdrości’, zwłaszcza w takie dni jak ten, kiedy wracam po 12 godzinach do
domowych pieleszy i tu czeka na mnie praca na kolejnych 12 godzin. Żeby tak móc
się przenieść do równoległej rzeczywistości, w której doba by miała 32 godziny.
… Czuję się jak Kopciuszek-Kocmołuch, tylko bez nadziei na cudowną metamorfozę
i wspaniałego księcia – zamiast karety mam stare auto, zamiast księcia mam kogoś,
kto na moim aucie namiętnie wypisuje ‘love’ (czy ja mam 15 lat!!!!).
Taaaaaaaaaa jestem kobietą, mogę sobie tylko teoretycznie zanucić.
Wychowuję dziecko opierając się na szeroko pojętej intuicji - to jaki jest i jaki
będzie zależy w dużej mierze od chwili obecnej, od tych lat najwcześniejszych ...
dzisiaj dałam popisową lekcję bycia matką niekompetentną - od samego rana do późnego
popołudnia miałam alergię na własne potomstwo miotając piorunami w połączeniu z
artylerią ciężką i nawet kojący zazwyczaj pan Mozart
(czyt. Mocarz) niewiele tutaj pomógł. Jak tak się zastanowić chwilę, matkowanie to
ciągła walka (o utrzymanie pozycji autorytetu), to nieustanna konsekwencja (a spróbuj
tylko raz sobie odpuścić ...), to żelazne nerwy (no comment), to mnóstwo nieprzespanych
nocy, to porzucenie egoistycznego 'JA' na rzecz altruistycznego 'ONO', to pobudki skoro
świt i nieokreślone drżenie serca w środku nocy w drodze na pogotowie, to notoryczne
zastanawiane się 'czy ja dobrze robię', to w naprędce wytarte łzy między jednym praniem
a piątym naczyń zmywaniem, to cierpliwe znoszenie komentarzy i porad osób trzecich,
to finansowe bagno pochłaniające oszczędności, to najtrudniejsze zadanie mojego
życia ... dożywotnie! Czy żałuję? .... tak szczerze? ..... ani przez ułamek sekundy,
nigdy!
Dawno, dawno temu, w okolicach grudnia 2004, udało mi się sprowadzić do kraju
starego Opla Kadetta - wielka mi rzecz. Po miesiącu nerwówki i bieganiny (tłumacz
przysięgły, stacja kontroli pojazdów, urząd celny, urząd skarbowy, wydział transportu,
urząd celny x2 itepe), po wydaniu sporej kwoty na milion opłat manipulacyjnych, przyszło
mi czekać ponad DWA miesiące na wydanie dowodu rejestracyjnego i tablic - wielka
mi rzecz! Po blisko roku od złożenia w Urzędzie Celnym dokumentów, przychodzi do mnie
zawiadomienie z UC, o popełneniu przestępstwa skarbowego. Okazuje się, że miałam 5 dni
od daty sprowadzenia pojazdu, na złożenie w urzędzie odpowiedniej deklaracji nabycia tegoż
cuda - i na nic moje argumenty, że przecie mi się dokumenty tłumaczyły przysięgle a Opelek
badał technicznie i naprawiał (co z reguły zajmuje trochę czasu) ... deklaracja miała
być. Wypisana chyba z powietrza, skoro dokumentów podstawowych - tłumaczenia i badania
jeszcze nie miałam. Mało tego - bywałam częstym gościem w Urzędzie Celnym i nikt,
nigdy, nic nie powiedział na temat mojego przestępczego poczynania. Efekt końcowy -
grzywna w wysokości 100 zł (za 5 dni nieświadomego spóźnienia) - wielka mi rzecz!! Tylko teraz się
waham; czy zapłacić karę, czy kupić dziecku buty na zimę. Lecz z całą pewnością
zrobię co w mojej mocy poruszając niebo i ziemię, żeby nagłośnić tą kuriozalną
sprawę i zrobić z niej - WIELKĄ RZECZ!!!!
Jestem jak maszyna - full automatic wyprany z wszelakich emocji i myśli, który
zaprogramowany uprzednio wykonuje mechanicznie tysiące małych i mniejszych zadań.
Tylko od jakiegoś czasu coś w tym automacie szwankuje - i nawet dni tzw. wolne od
pracy nie pomagają zaleczyć usterek - maszyna pracuje na pełnych obrotach nawet
w weekend, nawet w święta państwowe i kościelne, nawet podczas nocnej drzemki
w stanie czuwania. I mimo swojej 'bezduszności' ten mechaniczny organizm ma
jedno marzenie - 'niech ktoś mnie wyłączy!! na długo!!!'.
A jutro - stolica! Sprawozdania rzecz jasna brak ... zaraz muszę się oddać tej
wątpliwej przyjemności; i kolejne trzy dni bez małego... Ostatnio zadeklarował, że
on też PÓJDZIE (!) z mamą do Warszawy, tylko sobie pępuszek ubierze (uwielbia
biegać z pępkiem na wierzchu - co się powoli w jakąś obsesję przeradza) -
dobrze, że te zjazdy mamy tylko raz w miesiącu - moje wyrzuty sumienia, że zostawiam
łajdaka, mieszczą się jeszcze w granicach normy.