Najnowsze wpisy, strona 1


lis 05 2005 wsteczny bieg
Komentarze: 1
Zalegam ze wszystkim - 2 prace domowe odrobione z 10, prace zawodowe piętrzą się na biurku czekając na szczyptę mojej uwagi. Gdzieś tam na horyzoncie majaczy wizja przyszłego weekendu w mieście stołecznym i nie napisanych jeszcze sprawozdań. Od lat przekonuję siebie, że dobra organizacja jest podstawą poukładanego i spokojnego życia i od lat robię wszystko na ostatnią (nie minutę nawet, lecz - sekundę! Zastanawia mnie tylko pewnien zaobserwowany fenomen - wszyscy (bez wyjątków) znajomi germaniści, tudzież ci płynnie władający językiem niemieckim, są niebywale uporządkowani i systematyczni. Segregatory na półkach, wszechobecny ład i ani grama kurzu w kącie, pod fotelem. Przypadek, czy też wraz z językiem wpoili sobie niemiecką, żelazną konsekwencję i 'dopięcie na ostatni guzik'? Powninnam chyba zacząć jakieś lekcje w wolnych chwilach - empirycznie się wówczas przekonam o zasadności moich obserwacji. U małego jąkanie niebezpiecznie się nasilało, do momentu telefonu od J. Irracjonalnie ośmielam się twierdzić, że zachodzi pewien związek między moim dzieckiem a jego oddaloną o 650km babcią (która na dodatek zupełnie nie włada językiem polskim - jedynym i ojczystym Dana) - tak czy inaczej, jąkanie zauważalnie mu przechodzi. Czasami żartobliwie mówię do niej - witch - i widzę, że mam trochę racji. Kocham Cię, Ty moja teściowo niedoszła :)
workingmother : :
lis 02 2005 święty czas
Komentarze: 1
Od dni paru łapię się na pewnej wieczornej rutynie. Jak tylko zakończę ceremonię kąpieli, wycierania z oliwkowaniem i zjadaniem w międzyczasie poszczególnych części wijącego się jak węgorz ciałka 'progeniturowanego', które w następnej kolejności trzeba przyodziać w coś ubrankiem nocnym zwanym (dlaczego u licha od 2,5 roku nie dorobiliśmy się normalnej piżamki?), nastaje moment jakże 'wyczekiwanego' karmienia bio-dynamiczną kaszką. Tak, tak, pan wice hrabia von łajdak samodzielnie radzący sobie z delicjami typu: serek waniliowy czy wykwintna zupa brokułowa, nie ośmieli się podnieść do ust swoich grymaśnych łyżeczki całkiem znośnej kaszki bio, która stanowi jedną z najważniejszych codziennych racji żywieniowych (byle do wiosny, byle ten magiczny wiek 3 lat osiągnąć i kaszka może pójść na wieczne odpoczywanie, tuż obok śpiących już snem niezakłóconym herbatek rumiankowych i słoiczków przecierowych). Co ciekawe, wspomniany wyżej osobnik szczególnie upodobał sobie ... tran. Tran o smaku owocowym, który dnia pamiętnego przyszło mi przypadkiem skosztować, by zrazić się doń na wieki wieków - ciekawe połączenie rybiej esencji z owocową nutą ;) Dziwne preferencje odnajduję u pacholęcia mego. Wracając na tor wieczornej rutyny i przyspieszając nieco jakże zajmującą akcję - po pertraktacjach, naciskach i przymusach na ugodzie kończywszy, udaje się po raz kolejny zaaplikować doustnie produkt niemieckiego landwirtschaftu, co zbliża nas nieuchronnie do najprzyjemniejszej części wieczornych obyczajów. Wilki, kaczątka, wróżki i muminki namawiają na spoczynek i prywatne, nocne spotkanie z niejakim Aniołem Stróżem. Z reguły się udaje, co oznacza, że gdzieś w okolicach 20, 20.30 mam WOLNE!!! Amen!!! Czas ten święty wykorzystuję od niedawna na przekopywaniu się przez zasoby 'Życia'; zanurzam się w tym fantasmagorycznym oceanie obrazów i wspomnień, by dnia następnego ponownie pojawić się w pracy bez uprzedniego przygotowania. Pracuję - improwizując, co nie zawsze wychodzi ;) Tymczasem, idę popływać.
workingmother : :
lis 01 2005 pierwsze kroki
Komentarze: 2
Właśnie straciłam całą notkę po użyciu klawisza 'zapisz' - czyż to nie paradoks? Chyba będę musiała się zabrać ponownie za napisanie słów paru i przede wszystkim na wejście w bliższą znajomość z tą stroną i jej charakterkiem. Pisząc sobie to i owo, rozglądam się po moim obejściu, nie omieszkam zajrzeć do moich sąsiadów płci obojga (dałam się złapać na wędkę sprytnie zarzuconą przez 'Radość Życia' - poczytnie w Twoim stawie ;) i próbuję odnaleźć się w meandrach HTMLowskich, co dla laika kompletnego jest nie lada wyzwaniem. Drażnią mnie drobinki, np. mój tekst wyświetlany jako jeden, długi, siermiężny ciąg znaków, niczym Joyce'owski strumień świadomości; a przecież robię akapity i staram się myśli enterem przeczesać. Cóż, długa jeszcze droga przed poczciwym użytkownikiem Worda i pocztowego Bata, czas wiedzę mniej niż skromną poszerzyć w przyciasnych miejscach - tymczasem.
workingmother : :
paź 31 2005 Bez tytułu
Komentarze: 1
30.11.05 Dobra data na rozpoczęcie 'pamiętniko-podobnej' pisaniny. Skoro wielokrotne próby pisania bardziej tradycyjnego pamiętnika spełzły na niczym próbuję tejże formy - ponoć nowoczesna i wygodna. A i wścibscy domownicy nie będą specjalnie przekopywać internetowych zasobów w celu znalezienia paru marnych słów, które z pewnością byłyby smakowitym kąskiem gdyby były zapisane w 'tajemnym' zeszyciku schowanym dla niepoznaki gdzies na półce z tysiącem innych książek i zeszytów. nevermind - w całym moim zagonionym i zagmatwanym życiu potrzebuję przystanku, potrzebuję spojrzeć wstecz i temu ma służyć moja 'radosna' twórczość w tymże miesjcu. A wszystko zaczęło się od jakże błahego powodu (ponoć!! - jak wszyscy mnie zapewniają) - moja najcudowniejsza w świecie progenitura (2,5 z haczykiem) zaczęła się od dni paru ... JĄKAĆ. Przeczytawszy to i owo, uświadomiwszy sobie, że dla blisko 60% populacji władających już jako tako językiem ojczystym karzełków, jąkanie jest rzeczą naturalną i (o wielkie dzięki!!) przemijającą, poczułam się .... nijako. Ot, ktoś pisze, że to mija, że to sprawa (najczęściej!) rozwojowa, że przecież mogło być gorzej i dziecko mogło się z dużo poważniejszą wadą narodzić itepe. A mnie ściska gdzieś w okolicach żołądka, kiedy cierpliwie czekam aż ten mój zwariowany Nonsens (któremu do wczoraj mówienie nie sprawiało najmniejszych kłopotów) wyartykułuje przerywane: chle chle chle chlebek. Uchwyt staje się żelazny, kiedy widzę, jak małego ta dziwna 'niemożność' denerwuje, jak nawet poddaje się i zupełnie nie kończy rozpoczętego wyrazu czy zdania. To wszystko ściska a jednocześnie otwiera oczy - bo przecież takie zmiany nie biorą się z powietrza, jąkaniem się nie zaraża jak grypą. Coś musiało się stać, gdzieś, czegoś musiałam nie zauważyć i teraz zachodzę w głowę co, jak i gdzie cierpliwie wsłuchując się urywane sylabizowanie mojego syna. Bez paniki rzecz jasna. Tego komponentu do życia nam najmniej potrzeba. Ze słowniczka Danowego: nie ma 'mijsca' cymamon koszka (książka) kokala (miś koala)
workingmother : :