Zalegam ze wszystkim - 2 prace domowe odrobione z 10, prace zawodowe piętrzą się na
biurku czekając na szczyptę mojej uwagi. Gdzieś tam na horyzoncie majaczy wizja
przyszłego weekendu w mieście stołecznym i nie napisanych jeszcze sprawozdań. Od lat
przekonuję siebie, że dobra organizacja jest podstawą poukładanego i spokojnego
życia i od lat robię wszystko na ostatnią (nie minutę nawet, lecz - sekundę! Zastanawia
mnie tylko pewnien zaobserwowany fenomen - wszyscy (bez wyjątków) znajomi germaniści, tudzież ci
płynnie władający językiem niemieckim, są niebywale uporządkowani i systematyczni. Segregatory
na półkach, wszechobecny ład i ani grama kurzu w kącie, pod fotelem.
Przypadek, czy też wraz z językiem wpoili sobie niemiecką, żelazną konsekwencję i
'dopięcie na ostatni guzik'? Powninnam chyba zacząć jakieś lekcje w wolnych chwilach
- empirycznie się wówczas przekonam o zasadności moich obserwacji.
U małego jąkanie niebezpiecznie się nasilało, do momentu telefonu od J. Irracjonalnie
ośmielam się twierdzić, że zachodzi pewien związek między moim dzieckiem a jego
oddaloną o 650km babcią (która na dodatek zupełnie nie włada językiem polskim -
jedynym i ojczystym Dana) - tak czy inaczej, jąkanie zauważalnie mu przechodzi.
Czasami żartobliwie mówię do niej - witch - i widzę, że mam trochę racji.
Kocham Cię, Ty moja teściowo niedoszła :)
Dodaj komentarz