Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
31 |
01 |
02
|
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09 |
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15 |
16 |
17 |
18 |
19 |
20 |
21 |
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
02 |
03 |
04 |
Archiwum 02 listopada 2005
Od dni paru łapię się na pewnej wieczornej rutynie.
Jak tylko zakończę ceremonię kąpieli, wycierania z oliwkowaniem i zjadaniem w międzyczasie poszczególnych części wijącego się jak węgorz ciałka 'progeniturowanego', które w następnej kolejności trzeba przyodziać w coś ubrankiem nocnym zwanym (dlaczego u licha od 2,5 roku nie dorobiliśmy się normalnej piżamki?), nastaje moment jakże 'wyczekiwanego' karmienia bio-dynamiczną kaszką. Tak, tak, pan wice hrabia von łajdak samodzielnie radzący sobie z delicjami typu: serek waniliowy czy wykwintna zupa brokułowa, nie ośmieli się podnieść do ust swoich grymaśnych łyżeczki całkiem znośnej kaszki bio, która stanowi jedną z najważniejszych codziennych racji żywieniowych (byle do
wiosny, byle ten magiczny wiek 3 lat osiągnąć i kaszka może pójść na wieczne
odpoczywanie, tuż obok śpiących już snem niezakłóconym herbatek rumiankowych i
słoiczków przecierowych).
Co ciekawe, wspomniany wyżej osobnik szczególnie upodobał sobie ... tran. Tran o smaku owocowym, który dnia pamiętnego przyszło mi przypadkiem skosztować, by zrazić się doń na wieki wieków - ciekawe połączenie rybiej esencji z owocową nutą ;)
Dziwne preferencje odnajduję u pacholęcia mego.
Wracając na tor wieczornej rutyny i przyspieszając nieco jakże zajmującą akcję
- po pertraktacjach, naciskach i przymusach na ugodzie kończywszy, udaje się po raz
kolejny zaaplikować doustnie produkt niemieckiego landwirtschaftu, co zbliża nas
nieuchronnie do najprzyjemniejszej części wieczornych obyczajów. Wilki, kaczątka,
wróżki i muminki namawiają na spoczynek i prywatne, nocne spotkanie z niejakim
Aniołem Stróżem. Z reguły się udaje, co oznacza, że gdzieś w okolicach 20, 20.30
mam WOLNE!!! Amen!!!
Czas ten święty wykorzystuję od niedawna na przekopywaniu się przez zasoby 'Życia';
zanurzam się w tym fantasmagorycznym oceanie obrazów i wspomnień, by dnia następnego
ponownie pojawić się w pracy bez uprzedniego przygotowania. Pracuję - improwizując,
co nie zawsze wychodzi ;)
Tymczasem, idę popływać.